
Zużycia kwietnia
Po ascezie marcowej kwiecień przypominał mi trochę efekt jo-jo. Wpadły mi w ręce kosmetyki z różnych promocji, wyprzedaży czy wymian. Mam też na swoim koncie zużycia ale niestety nie jest ich nawet 2 razy tyle co zakupów. Cóż… dobre i to co udało mi się zużyć. W maju planuję góra 5 zakupów i to potrzebnych. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Bilans kwietnia.
Zużyte:
- maseczka/peeling
YR podwójna saszetka – pisałam o niej tutaj (klik), fajna na wyjazd
czy wieczór z przyjaciółką. Maska peel-off delikatnie chłodzi, sam peeling
nie porywa, ponieważ ma malutkie drobinki.
- suchy
szampon Isana – chyba zaprzyjaźniliśmy się na dobre, bo już od wielu
miesięcy się z nim nie rozstaję. Mam co prawda godnego następcę w postaci
suchego szamponu Syoss, który obecnie gości w mojej szafie, ale póki co
Isana spisuje się bardzo dobrze. Więcej na blogu (klik) - szampon
ziołowy AVON – pisałam o nim tutaj (klik). Szampon ma super zapach i
dobrą, bo nie za rzadką konsystencję. Jednak po zużyciu go zastanawiam się
czy nie obciążał moich włosów, bo rano następnego dnia miałam wiszące
strąki i bezwzględnie musiałam myć głowę. Teraz używam szamponu z YR i nie
mam aż takiego problemu z włosami. - krem
Biotherm matujący – miałam miniaturę 15 ml, byłam zadowolona
aczkolwiek nie wiem czy kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie. Krem w
pełnowymiarowym opakowaniu 50 ml kosztuje 160 zl a nie jestem pewna czy jest lepszy niż
nasze polskie jak np. Perfecta matujaca czy krem z Garniera. Wkrótce
recenzja na blogu.
- żel do
biustu AVON – pisałam o nim tutaj (klik). Jeszcze raz podkreślę –
TOTALNA PORAŻNA składowa – na 2 miejscu w składzie wysuszający alkohol denaturat!!! - balsam do
ciała Be beauty – pisałam o nim na blogu (klik). Masło fajne, wydajne
ale zapach pod koniec opakowania drażniący. Nie kupię masła o tym zapachu
ponownie. - odżywka do
włosów z farby do włosów – miałam z jakiejś farby tubkę odzywki. Włosy po
niej bardzo fajnie się układały i były błyszczące. Szkoda że to tylko
dodatek do farby, a nie produkt dostępny w sklepach na co dzień.
- żel pod
prysznic Kamill – też już gościł na blogu (klik). Świetny, kwaskowaty
zapach, orzeźwiający na letnie upały. Uwielbiam żele Kamill!!!
- peeling St
Ives – bardzo żałuję, ze peeling został wycofany ze sprzedaży. Był
moim KWC!!!! Bardzo dobry zdzierak, kremowa konsystencja z porządnymi
peelingujacymi drobinkami. Na razie nie znalazłam godnego następcy. - żel pod
prysznic Dove 55ml – nie lubię kremowej konsystencji żelu, więc ten
produkt nie będzie moim ulubieńcem. Plus za małe opakowanie, które
świetnie się sprawdza podczas wyjazdu czy na basen. Dzięki swojej kremowej
konsystencji nie wysuszał skóry, miała okazję uzyć go na basenie jako
produktu do zmycia makijażu i tu spisał się świetnie, bo ani nie szczypał
w oczy, nie wysuszył skóry i co najważniejsze doskonale poradził sobie z
mocnym makijażem oczu. - mleczko do
demakijażu AVON z imbirem – o nim też pisałam już na blogu (klik).
Trochę mi się przejadł, bo zużywam już ente opakowanie. Czas pomyśleć o
czymś innym. Jako produkt do mycia buzi jest bardzo dobry, ale nie radzi
sobie w niektórych przypadkach jako środek do demakijazu np. z niektórymi
tuszami do rzęs np. Colosal czy Scandal Eyes Rimmela. Rozmazuje tusz,
pozostawia na oczach zacieki. Trzeba domywać oczy płynem micelarnym lub
innym środkiem.
- płyn do demakijażu
Maybelline 125 ml – na jego temat też była recenzja na blogu (klik).
Teraz gdy się skończył żałuję, ze nie mam go pod ręką, bo mój obecny płyn
z Kolastyny nie radzi sobie tak dobrze z tuszami Colosal i Scandal Eyes z
Rimmela. Niestety tak jak już wspomniałam we wpisie na blogu, produkt nie
jest dostępny osobno tylko jako dodatek do tuszu Maybelline. - farba do
włosów Joanna – używam odcienia Jesienny Liść i nie zamienię tej farby
na żadną inną. Używałam wielu różnych farb szukając odcienia rudego i
absolutnie żadna czy droga czy tania nie spełniała moich oczekiwań, bo
albo była zbyt czerwona albo wchodziła za bardzo w brąz. A ja szukałam
rudej farby. I mam!!!! To jest mój KWC, który trzyma się bardzo długo, nie
zmywa się tak szybko jak inne farby. Kolor jest idealny za małe pieniądze.
Wszyscy wokół sądzą, że farbę nakładała mi fryzjerka w salonie… - krem do stóp
Tołpa – o tym produkcie też był wpis na blogu (klik). Krem jest dobry,
zmiękcza stopy, ale nie kupię ponownie tego produktu w opakowaniu Tołpy,
bo ten sam krem o identycznym zapachu i bardzo podobnym składzie tylko w
innym opakowaniu jest dostępny w Biedronce
z serii Be beauty, a cena tego biedronkowego jest znacząco niższa,
więc po co przepłacać.
- miniatura
kremu antycell Lirene pomarańczowego – balsam szybko się wchłania, ma
przyjemną konsystencję. Miałam jednak go zbyt mało by się wypowiedzieć czy
ujędrnia skórę i czy rzeczywiście działa na cellulit. Zapach jak dla mnie
trochę chemiczny. - szampon
Biosilk 350 ml – moje KWC, o którym też już pisałam na blogu (klik).
Nie plącze włosów, unosi je i rzeczywiście pogrubia. Włosy przepięknie się
układają, są błyszczące i miękkie. Jedyny minus to opakowanie – szampon
trudno się wydostaje przez tą mikroskopijną dziurkę w zakrętce oraz cena
ok. 35/40 zł za 350 ml. Jeśli tylko wypatrzę w promocji na pewno się
skuszę. - krem do rąk
Kamill Intense + – fajny kremik w malutkiej tubce, w sam raz do
torebki. Pięknie pachnie, szybko się wchłania. Sprawia, że dłonie są
miękkie i gładkie. Przy zastosowaniu większej ilości pozostawia na
dłoniach tłusty film co np. przy pracy biurowej nie jest mile widziane.
Zapraszam na: WIELKI KUFER

